31 grudnia 2018

„Zeszyty” i „Dwutygodniki”


Pierwotnie tytuł tego posta miał brzmieć Pożegnanie „Zeszytów Literackich”, ale niedawno – 20 grudnia 2018 roku – okazało się, że z końcem grudnia zniknie także „Dwutygodnik”, więc postanowiłam zmienić nieco tekst.
Z końcem września gruchnęła wiadomość o zaprzestaniu wydawania „Zeszytów Literackich” z powodów finansowych z końcem tego roku [1] i mimo usilnych prób znalezienia nowego sponsora i tych 36 lat współtworzenia polskiej kultury nie udało się wskrzesić kwartalnika. Zaś w grudniu redaktor naczelna „Dwutygodnika” Zofia Król poinformowała, że także to pismo kończy działalność, zaznaczając jednocześnie, że wciąż trwają poszukiwania nowego wydawcy [2].
Pierwszy numer „Zeszytów Literackich” wydano w 1982 r. w Paryżu z inicjatywy Barbary Toruńczyk, która – tak jak ja – należy do grona absolwentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. W kwartalniku swoje teksty publikowali m.in. Czesław Miłosz, Leszek Kołakowski, Józef Czapski, Adam Zagajewski, Adam Michnik, a nawet Zbigniew Herbert. W latach 90. XX w. pismo przeniosło się z Paryża do Warszawy, gdzie miało swoją siedzibę na ul. Foksal (tuż przy Nowym Świecie). W 2005 r. powstała Fundacja „Zeszytów Literackich” finansowana przez Agorę do 2017 r. [3].
Choć „Dwutygodnik” istnieje od 2009 roku, znacznie krócej niż „Zeszyty Literackie”, to jednak zdołał zgromadzić spore grono czytelników. Pismo od samego początku żyje w przestrzeni cyfrowej i jest całkowicie darmowe. Dotychczas wydawcą był Narodowy Instytut Audiowizualny (od 2017 r. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny), ale ten oficjalnie „zmienia swój profil w stronę instytucji filmowych” [4] i w porozumieniu z ministrem Glińskim kończy finansowanie „Dwutygodnika”.
Prawdą jest, że na polskim rynku wydawniczym takim instytucjom jak Fundacja „Zeszytów Literackich” nie jest łatwo bez sponsorów. Głównie dlatego, że wydane przez nie publikacje nie są skierowane do szerokiego grona czytelników, którzy zazwyczaj poszukują lektury lekkiej, przyjemnej, a niekiedy głupiej, co doskonale widać w popularności Pięćdziesięciu twarzy Grey’a E.L. James. I żeby było jasne, nie mam nic przeciwko kulturze masowej, w której jako czytelnik i korektor biorę udział, poza tym lubię literaturę popularną. Ale w momencie, gdy wręcz grafomańska książka przedstawiająca przemoc zarówno psychiczną, jak i fizyczną jako miłość sprzedaje się w gigantycznych nakładach, to coś tu jest nie tak.
Dodatkowo co roczne badania Biblioteki Narodowej pokazują, że Polacy czytają coraz mniej. Dlatego większość wydawnictw celuje w książki, które łatwo się sprzedadzą, które niekoniecznie są mądre. Oczywiście istnieją wydawcy zajmujący się tylko wydawaniem klasyków literatury polskiej czy zagranicznej. Ale niewielu kupuje ich książki, przez co te wydawnictwa mają długi albo ledwo wiążą koniec z końcem.
Dlatego – moim zdaniem – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno dofinansowywać pisma i wydawnictwa, które współtworzą, promują kulturę wyższą i wydają książki z górnej półki. Ale ostatnimi czasy mam wrażenie, że tego nie robi. Za to tworzy nowy kwartalnik o nazwie „Napis”. Czasopismo ma mieć nakład 9 tys., z czego 7 tys. znajdzie się w bibliotekach, a jego zadaniem będzie promowanie kultury wśród młodych Polaków oraz danie miejsca twórcom, którzy nie mają siły przebicia, a tworzą coś, co – zdaniem ministra – jest nie do przecenienia. Fajnie, ale po co? Po co niszczyć coś, co ma już wyrobioną markę i tworzyć coś nowego?
Ale zaraz ktoś może powiedzieć, że przecież jest coś takiego jak crowdfunding. Jest, ale to finansowanie może być niewystarczające, bo wszystko zależy od kosztów, jakie pochłania tworzenie danego pisma. Inny kosztorys będzie miał „Dwutygodnik”, a inny „Zeszyty Literackie”, które przeznaczają sporą sumę (około połowę budżetu na jeden numer) na honoraria dla autorów [5]. Trzeba zapłacić korektorom, redaktorom, autorom, grafikom, ilustratorom i jeszcze kilku innym ludziom, żeby mógł ukazać się jeden numer, nawet jeśli istnieje tylko w przestrzeni cyfrowej. Dodatkowo – i to jest chyba największa wada crowdfundingu – wpłaty czytelników nie zawsze są stabilne, przez co czasopismo może wychodzić bardzo nieregularnie.
Pisma mogą postawić też na prenumeratę cyfrową i blokować osobom nie posiadającym wykupionej subskrybcji dostęp do artykułów, ale część osób nie chce płacić za treści zamieszczane w internecie, bo przez lata zdążyli się przyzwyczaić, że to, co jest w sieci, jest i musi być darmowe.
Kilka lat temu Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu groziła likwidacja, ale na całe szczęście udało mu się wyjść z długów i nadal wydaje kolejne pozycje. Więc może teraz uda się znaleźć nowego wydawcę dla „Dwutygodnika” i sponsora dla „Zeszytów Literackich”.
Cały czas można podpisać petycję w sprawie „Zeszytów Literackich” i „Dwutygodnika”. Gorąco zachęcam do złożenia podpisu, a to nic nie kosztuje!

Fot. Katarzyna Płońska.

EDIT (6 stycznia 2019)
W „Gazecie Wyborczej” można przeczytać ciekawy wywiad z redaktor naczelną „Dwutygodnika”. Link.
Udostępnij:

0 komentarze:

Prześlij komentarz