Pierwotnie
tytuł tego posta miał brzmieć Pożegnanie
„Zeszytów Literackich”, ale niedawno – 20 grudnia 2018 roku – okazało się,
że z końcem grudnia zniknie także „Dwutygodnik”, więc postanowiłam zmienić
nieco tekst.
Z
końcem września gruchnęła wiadomość o zaprzestaniu wydawania „Zeszytów
Literackich” z powodów finansowych z końcem tego roku [1] i mimo usilnych prób
znalezienia nowego sponsora i tych 36 lat współtworzenia polskiej kultury nie
udało się wskrzesić kwartalnika. Zaś w grudniu redaktor naczelna „Dwutygodnika”
Zofia Król poinformowała, że także to pismo kończy działalność, zaznaczając
jednocześnie, że wciąż trwają poszukiwania nowego wydawcy [2].
Pierwszy
numer „Zeszytów Literackich” wydano w 1982 r. w Paryżu z inicjatywy Barbary
Toruńczyk, która – tak jak ja – należy do grona absolwentów Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. W kwartalniku swoje teksty publikowali m.in.
Czesław Miłosz, Leszek Kołakowski, Józef Czapski, Adam Zagajewski, Adam Michnik, a nawet
Zbigniew Herbert. W latach 90. XX w. pismo przeniosło się z Paryża do Warszawy,
gdzie miało swoją siedzibę na ul. Foksal (tuż przy Nowym Świecie). W 2005 r.
powstała Fundacja „Zeszytów Literackich” finansowana przez Agorę do 2017 r. [3].
Choć
„Dwutygodnik” istnieje od 2009 roku, znacznie krócej niż „Zeszyty Literackie”, to
jednak zdołał zgromadzić spore grono czytelników. Pismo od samego początku żyje
w przestrzeni cyfrowej i jest całkowicie darmowe. Dotychczas wydawcą był
Narodowy Instytut Audiowizualny (od 2017 r. Filmoteka Narodowa – Instytut
Audiowizualny), ale ten oficjalnie „zmienia swój profil w stronę instytucji
filmowych” [4] i w porozumieniu z ministrem Glińskim kończy finansowanie
„Dwutygodnika”.
Prawdą
jest, że na polskim rynku wydawniczym takim instytucjom jak Fundacja „Zeszytów
Literackich” nie jest łatwo bez sponsorów. Głównie dlatego, że wydane przez nie
publikacje nie są skierowane do szerokiego grona czytelników, którzy zazwyczaj poszukują
lektury lekkiej, przyjemnej, a niekiedy głupiej, co doskonale widać w
popularności Pięćdziesięciu twarzy Grey’a
E.L. James. I żeby było jasne, nie mam nic przeciwko kulturze masowej, w której
jako czytelnik i korektor biorę udział, poza tym lubię literaturę popularną. Ale
w momencie, gdy wręcz grafomańska książka przedstawiająca przemoc zarówno
psychiczną, jak i fizyczną jako miłość sprzedaje się w gigantycznych nakładach,
to coś tu jest nie tak.
Dodatkowo
co roczne badania Biblioteki Narodowej pokazują, że Polacy czytają coraz mniej.
Dlatego większość wydawnictw celuje w książki, które łatwo się sprzedadzą,
które niekoniecznie są mądre. Oczywiście istnieją wydawcy zajmujący się tylko
wydawaniem klasyków literatury polskiej czy zagranicznej. Ale niewielu kupuje
ich książki, przez co te wydawnictwa mają długi albo ledwo wiążą koniec z
końcem.
Dlatego – moim zdaniem – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno
dofinansowywać pisma i wydawnictwa, które współtworzą, promują kulturę wyższą i
wydają książki z górnej półki. Ale ostatnimi czasy mam wrażenie, że tego nie
robi. Za to tworzy nowy kwartalnik o nazwie „Napis”. Czasopismo ma mieć nakład 9
tys., z czego 7 tys. znajdzie się w bibliotekach, a jego zadaniem będzie
promowanie kultury wśród młodych Polaków oraz danie miejsca twórcom, którzy nie
mają siły przebicia, a tworzą coś, co – zdaniem ministra – jest nie do
przecenienia. Fajnie, ale po co? Po co niszczyć coś, co ma już wyrobioną markę
i tworzyć coś nowego?
Ale
zaraz ktoś może powiedzieć, że przecież jest coś takiego jak crowdfunding.
Jest, ale to finansowanie może być niewystarczające, bo wszystko zależy od
kosztów, jakie pochłania tworzenie danego pisma. Inny kosztorys będzie miał
„Dwutygodnik”, a inny „Zeszyty Literackie”, które przeznaczają sporą sumę (około
połowę budżetu na jeden numer) na honoraria dla autorów [5]. Trzeba zapłacić
korektorom, redaktorom, autorom, grafikom, ilustratorom i jeszcze kilku innym
ludziom, żeby mógł ukazać się jeden numer, nawet jeśli istnieje tylko w przestrzeni
cyfrowej. Dodatkowo – i to jest chyba największa wada crowdfundingu – wpłaty
czytelników nie zawsze są stabilne, przez co czasopismo może wychodzić bardzo
nieregularnie.
Pisma
mogą postawić też na prenumeratę cyfrową i blokować osobom nie posiadającym
wykupionej subskrybcji dostęp do artykułów, ale część osób nie chce płacić za
treści zamieszczane w internecie, bo przez lata zdążyli się przyzwyczaić, że
to, co jest w sieci, jest i musi być darmowe.
Kilka
lat temu Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu groziła likwidacja, ale na całe
szczęście udało mu się wyjść z długów i nadal wydaje kolejne pozycje. Więc może
teraz uda się znaleźć nowego wydawcę dla „Dwutygodnika” i sponsora dla
„Zeszytów Literackich”.
Cały
czas można podpisać petycję w sprawie „Zeszytów Literackich” i „Dwutygodnika”. Gorąco
zachęcam do złożenia podpisu, a to nic nie kosztuje!
Fot. Katarzyna Płońska. |
EDIT (6 stycznia 2019)
W „Gazecie Wyborczej” można przeczytać ciekawy wywiad z redaktor naczelną „Dwutygodnika”. Link.
0 komentarze:
Prześlij komentarz