Zanim przejdę do wyjaśnienia,
co kryje się za pojęciem edytorstwa naukowego, to najpierw kilka słów wstępu do
wstępu.
W swoich artykułach będę
starała się jak najlepiej i jak najdokładniej omówić tematy związane z
edytorstwem dzieł literackich. Moja wiedza pochodzi z trzech lat studiów
edytorskich na KUL-u, licznych artykułów naukowych i z dwóch książek: Romana
Lotha Podstawowe pojęcia i problemy
tekstologii i edytorstwa naukowego oraz Konrada Górskiego Tekstologia i edytorstwo dzieł literackich.
Jeśli jesteście studentami edytorstwa
albo polonistyki ze specjalizacją edytorską i trafiliście na tego bloga, to
potraktujcie moje wpisy jako pewnego rodzaju utrwalenie, które nie jest w
stanie zastąpić Wam wiedzy, jaką zdobędziecie na zajęciach prowadzonych przez
bardziej doświadczonych, mających na koncie sporą liczbę publikacji naukowych wykładowców.
Zaznaczam też, że nie mam
żadnych kompetencji, żeby zajmować się edycją źródeł historycznych, dlatego
tego tematu nie będę poruszała na blogu.
To tyle, jeśli chodzi o wstęp. Więc czym jest to tajemnicze edytorstwo naukowe? Zacznijmy od definicji, którą znajdziecie w
książce Lotha.
Edytorstwo naukowe to dziedzina wiedzy praktycznej, zajmująca się udostępnianiem poprawnie ustalonych tekstów, udostępnianiem według określonych zasad, umożliwiających w sposób najskuteczniejszy dalsze postępowanie badawcze [1].
Dla niektórych z Was ta
definicja może być nie do końca zrozumiała. Wyobraźmy sobie, że edytor bierze
na warsztat chociażby Syzyfowe prace
Stefana Żeromskiego i – dzięki odpowiednio uzasadnionych metod wypracowanych
przez tekstologię – udostępnia tekst utworu w taki sposób, żeby tekst stanowił możliwie
najlepszą podstawę do badań językoznawczych czy literaturoznawczych, aby badacz
stwierdził, że np. pierwowzorem Klerykowa nie są Kielce (rozwiewam ewentualne wątpliwości – akcja Syzyfowych prac dzieje się w
Klerykowie, czyli w Kielcach).
Edytorstwo naukowe nie jest
dziedziną łatwą. Edytor niejednokrotnie będzie miał problemy, np. w ustaleniu
tekstu czy autorstwa, i podejmie decyzje, które za jakiś czas mogą okazać się
błędne. W tej dziedzinie nie ma czegoś takiego jak prosty przepis na editio ne
varietur (łac. wydanie nie podlegające zmianom), bo takiej edycji
nigdy nie było, nie ma i nie będzie. I tu prosty przykład.
W 1860 r., czyli pięć lat po
śmierci Adama Mickiewicza, Julian Klaczko i Eustachy Januszkiewicz do początku Pana Tadeusza dodali luźno leżący pośród
innych papierów i pozbawiony tytułu fragment tekstu – znany dzisiaj jako Epilog – mimo że ani jedno wydanie epopei
będące pod kontrolą autora nie zawierało tego tekstu. Od tej edycji każda
kolejna zawierała Prolog (dzisiaj Epilog), po czym w 1925 roku Stanisław
Pigoń przy okazji wydania autografu Pana
Tadeusza przesunął ów fragment na koniec dzieła[2]. Badacze – włącznie z
Juliuszem Kleinerem i Konradem Górskim – swoją decyzję opierali na liście
Mickiewicza do Odyńca z 1834 roku (jest to również rok wydania pierwodruku
epopei narodowej), w którym wieszcz napisał, iż z powodu „nagłego drukowania” i
jego „ówczesnych zatrudnień małżeńskich” nie mógł już poprawić i wysłać do
druku Pana Tadeusza z Epilogiem[3].
Dzisiaj uważa się, że list
Mickiewicza nie jest wystarczającym argumentem, aby dołączyć Epilog do Pana Tadeusza, ponieważ autor miał 21 lat na dodanie tego fragmentu
do epopei, ale nie zrobił tego w żadnym kontrolowanym przez niego wydaniu.
Edytorstwo naukowe zmieniało
się na przestrzeni wieków. Zmieniali się edytorzy, zmieniało się podejście do
tekstu, do woli autorskiej, zmieniały się także metody naukowego opracowania
tekstu. Jest to dziedzina nauki, która nie pozostaje obojętna na rozwój
technologii. Wraz z rozwojem technologii badacze dostali nowe narzędzia mogące
pomóc w wielu edytorskich problemach, co nie oznacza, że te metody są zawsze
skuteczne. Pojawiło się także edytorstwo cyfrowe, które szeroko Wam objaśnię,
gdy przyjdzie na to pora, a i temat – choć niezmiernie ciekawy – jest głównie
teoretyczny, bo w Polsce jeszcze nikt nie spróbował zastosować teorię w
praktyce.
Podsumowując, edytorstwo
naukowe nie jest takie proste jak się początkowo wydaje i wymaga poświęcenia,
grzebania w archiwach, muzeach i w piwnicach niejednej biblioteki.
[1] R. Loth, Podstawowe pojęcia i problemy tekstologii i
edytorstwa naukowego, Warszawa 2006, s. 18.
[2] E. Stachurski, Słownictwo Epilogu Pana Tadeusza na tle tekstu ksiąg Mickiewiczowskiej epopei
[w:] „Język Polski” 1998, nr 5, s. 347.
0 komentarze:
Prześlij komentarz