Na wstępie ostrzegam, że to będzie jeden z najdłuższych
i najbardziej wymęczonych przeze mnie artykułów. W dzisiejszym wpisie
znajdziecie sporo definicji do zapamiętania i cytatów, bez których nie mogłam
się obejść (cóż poradzę, że lubię cytować jak Adam Michnik w swoich długich
esejach), ale nie będę tu poruszała zagadnień, nad którymi głowią się
językoznawcy, bo to nie moja działka i nie czuję się w niej pewnie tak jak w
edytorstwie naukowym.
Tekst jest jednym z tych pojęć, które trudno określić
jedną definicją. Jeśli zajrzycie do kilku różnych słowników języka polskiego,
okaże się, że w jednym np. w internetowym Słowniku języka polskiego tekst to „ciąg
zapisanych słów i zdań składających się na pewną całość wyrażającą określone
treści” [1], a w innym występuje podobne wyjaśnienie. Wielu językoznawców wciąż
debatuje nad tym, czym jest tekst i kiedy ten ciąg zdań można uznać za tekst.
Ten – nazwijmy to – chaos wymusił na edytorach ustalenie ich własnej definicji.
I od razu wspomnę, że jak na razie nie ma jednej narzuconej, lecz są właściwie
dwie. Pierwszą jest jak zawsze długa i niekoniecznie jasna definicja tekstu
autorstwa Konrada Górskiego, natomiast drugą – znacznie popularniejsza, krótsza
i prostsza – Romana Lotha. Zacznijmy chronologicznie, czyli od tego pierwszego.
Według Górskiego tekst to „ostateczny kształt językowy
nadany dziełu przez autora w wyniku twórczego procesu i wyrażający tę
realizację intencji twórczej, na której osiągnięcie pozwoliły warunki
powstawania dzieła i możliwości pisarskie tegoż autora” [2].
Jednak zanim przejdę do wyjaśnienia, zatrzymam się na
chwilę przy intencji autorskiej i procesie twórczym, bo to też są ważne pojęcia.
Intencja autorska
lub wola autorska (tych pojęć używa się zamiennie) to zamysł
autora/twórcy dotyczący ostatniej wersji utworu oraz okresu, kiedy tworzył i
poprawiał dzieło. Dzieli się ją na sformułowaną, czyli taką, która jest
wyrażona wprost np. w listach, notatkach albo w samym tekście, i immamentną,
która jest ukryta, ale zawarta w tekście lub jest wydobywana z samego tekstu.
Przy czym należy pamiętać, że bez stuprocentowej pewności, że dane źródło jest
świadectwem woli autorskiej, nie można niczego dedukować.
Jeśli zaś chodzi o proces twórczy, to jego
istotą jest aktywny stosunek twórcy do własnego dzieła w procesie jego
późniejszego przeredagowywania. Pojęcie to ma chronić przed uznaniem za tekst
autorski takiego tekstu, który swój kształt ostateczny uzyskał ręką innych osób,
za biernym przyzwoleniem autora.
Znając te dwa powyższe pojęcia, można zrozumieć, o co
chodzi Górskiemu. Autor, pisząc książkę, używa słów, które w wyniku jego woli i
procesu twórczego tworzą ostateczny „kształt językowy”. Problem w tym, że – co
świetnie wytknął badaczowi Loth – „wprowadzając pojęcie «ostatecznego kształtu
dzieła» (to znaczy ostatniego chronologicznie w procesie twórczym) Górski łączy
je najściślej z «warunkami» jego powstawania i «możliwościami pisarskimi»
autora, a tym połączeniu chodzi mu o przyznanie statusu «tekstu» tej jego
najpóźniejszej postaci, którą autor zdołał mu nadać wbrew wszelkim
przeciwnościom, takim jak naciski zewnętrzne (presje środowiska, cenzura) lub
inne czynniki wewnętrzne” [3].
Druga definicja należy do Romana Lotha, który,
wykorzystując i definicję Górskiego, i Teresy Kostkiewiczowej (o niej za
chwilę), stworzył swoją własną.
Wspomniana już Teresa Kostkiewiczowa w Słowniku
terminów literackich uznaje tekst za „utrwalony – najczęściej w postaci
graficznej – szereg współtworzących wypowiedź znaków językowych, których postać
i porządek przyjmowane są jako niezmienne i nie powinny ulegać przekształceniom
w procesie odbioru i powielania wypowiedzi – z wyjątkiem decyzji podejmowanych
w tym zakresie przez jej twórcę […] nie jest tożsamy z dziełem, utrwala bowiem
tylko jego schemat brzmieniowy i znaczeniowy, stanowi jednak podstawę i punkt
wyjścia wszelkich czynności analitycznych i interpretacyjnych dotyczących
utworu jako całości” [4].
Każda z powyższych definicji jest długa, skomplikowana
i bazują na tych samych podstawach, ale różnią się stawianym naciskiem. I tutaj
wkracza Roman Loth ze swoją definicją tekstu stworzoną dla tekstologów i
edytorów w ramach pracy na edycją krytyczną. Dla niego tekst oznacza „warstwę
językowo-brzmieniową, złożoną ze sensów słów, zwrotów i wyrażeń i
odpowiadających im znaków, skomponowanych przez autora w celowo zaplanowaną
całość” [5]. Nie dość, że krótka, to jeszcze łatwa do spamiętania. Profesor
Dariusz Pachocki dla potrzeb studentów edytorstwa nieco ją skrócił i brzmi ona
tak: „tekst to warstwa językowo-brzmieniowa złożona ze słów, znaków, zdań
ułożonych przez autora w określony sposób. Jest nośnikiem treści”. Ważne
też jest, że utwór może mieć co najmniej kilka tekstów, np. tekst redakcji
wstępnej czy tekst ostateczny.
Skoro wiecie, co to jest tekst, to przejdę do utworu.
Pewnie zauważyliście, że słowo „tekst” i „utwór” są bardzo często używane
zamiennie, jakby były synonimami, a w rzeczywistości nimi nie są. Przynajmniej
nie dla edytorów.
Utwór to po prostu „system
nadbudowanych znaczeń nadrzędnych, które można rozpatrywać w różnych porządkach”
[6] takich jak świat przedstawiony, gatunek, struktura etc., które nie są
przedmiotem zainteresowań tekstologów.
Ostatnim pojęciem do wyjaśnienia został przekaz,
czyli forma, w jakiej istnieje tekst. Przekaz może być zarówno utrwalony
jak i nieutrwalony. Ten pierwszy jest zapisany w postaci graficznej, cyfrowej
lub taśmie magnetofonowej, a ostatni stanowi zapis ustny jakiegoś tekstu, który
w świadomości danej grupy ludzi istniał już wcześniej, ale każdy opowiadał ten
sam utwór innymi słowami lub dodawał coś od siebie. Do przekazu często dodaje
się człon typu „autorski”, „nieautorski”, „ocenzurowany” itp.
Żeby lepiej Wam wyjaśnić różnice między tekstem,
utworem a przekazem, przedstawię Wam ćwiczenie, które prof. Dariusz Pachocki
bardzo często wykorzystuje na zajęciach z tekstologii przy omawianiu tego
tematu. Wyobraźcie sobie, że macie przed sobą trzy kartki z wierszem tego
samego autora i o tym samym tytule. Pierwsza różni się od drugiej trzema
wyrazami, które nie wpływają na interpretację, a trzecia jest taka sama jak
pierwsza. Mając te informacje, zastanówcie się, ile jest tekstów, ile utworów,
a ile przekazów.
Już?
Rozwiążmy zagadkę. Ponieważ kartki nr 1 i 3 są
takie same, a kartka nr 2 różni się od nich trzema wyrazami, to mamy dwa
teksty. Ponieważ żadne z tych trzech słów nie wpływa na interpretację, mamy do
czynienia z jednym utworem. Na koniec mamy trzy przekazy, bo utwór jest na
trzech kartkach.
Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić
Wam te podstawowe pojęcia w tekstologii, bo bez ich rozumienia ani rusz.
Zastanawiałam się, czy nie dołożyć tu fragmentu o tym, czym jest i czy w ogóle
istnieje tekst kanoniczny, ale stwierdziłam, że to będzie już zdecydowanie
dużo, zwłaszcza że w tym jedynym wpisie aż roi się od cytatów, bez których trudno byłoby mi napisać ten artykuł. Jeśli kto chce więcej przeczytać na temat
dzisiejszego wpisu, to zapraszam niżej, do bibliografii, gdzie jak zawsze
umieszczam pomocne źródła. Najbardziej polecam Lotha. I zajęcia z tekstologii z
prof. Pachockim :) Chętnie odpowiem na Wasze pytania. Może chcielibyście jakiś wpis niezwiązany z edytorstwem naukowym?
PRZYPISY:
[1] Tekst, hasło w: Słownik języka polskiego,
https://sjp.pwn.pl/szukaj/tekst.html, [dostęp: 15.10.2019].
[2] R. Loth, Podstawowe pojęcia i problemy
tekstologii i edytorstwa naukowego, Warszawa 2006, s. 14.
[3] Tamże, s. 15.
[4] Słownik terminów literackich, red. J.
Sławiński, wyd. 3, Wrocław 1998, s. 575.
[5] R. Loth, dz. cyt., s. 15.
[6] Tamże, s. 16.
BIBLIOGRAFIA:
K. Górski, Tekstologia i edytorstwo dzieł
literackich, Toruń 2011, s. 5–20.
R. Loth, Podstawowe pojęcia i problemy tekstologii i
edytorstwa naukowego, Warszawa 2006, s. 13–17.
0 komentarze:
Prześlij komentarz